Był jednym z najokrutniejszych niemieckich obozów karno-śledczych w Polsce. Ze 100 tys. więzionych ocaleli nieliczni – ci, których wywieziono stąd na roboty i do obozów zagłady.
W przeciwieństwie do pozostałych obozów zagłady z czasów II wojny światowej obóz w Pomiechówku w świadomości społecznej prawie nie istnieje. Nie wspominają o nim szkolne podręczniki. Dopiero od dziewięciu lat miejsce udostępnione jest dla zwiedzających.
– Wtedy postawiliśmy pierwsze krzyże w miejscu ostatnich straceń – mówi Janina Bystrek, przewodnik z Sekcji Przewodników Turystycznych PTTK Bastion Wojskowego Koła nr 1 im. płk. Edwarda Malewicza. Drewniane krzyże z drucianą cierniową koroną przypominają, jak ginęli tu ostatni więźniowie.
Przed wojną położony malowniczo nad Wkrą Pomiechówek był cenionym miejscem wypoczynkowym, budowano tutaj okazałe wille letniskowe. W czasie wojny nazwa Pomiechówek budziła grozę. Jeden z byłych więźniów Władysław Grylak wspominał: „Podczas okupacji przeszedłem aż przez 5 obozów hitlerowskich – Pomiechówek, Auschwitz, Mauthausen, obóz w Jugosławii i Neumarkt.
Katownia w Pomiechówku pod każdym względem była najgorsza. W najbardziej zwyrodniały sposób faszyści niemieccy znęcali się nad więźniami. Mordowano ich masowo, bez jakichkolwiek podstaw, w sposób szczególnie wyrafinowany i zwyrodniały. W Pomiechówku było również najgorsze wyżywienie i najgorsze warunki sanitarne”. Odwet za wrzesieńFort w Pomiechówku znajduje się około 40 km od Warszawy, niedaleko Twierdzy Modlin. Wydaje się, jakby czas się tutaj zatrzymał. Poza wyrwą po metalowej bramie, otwierającej wejście do obozu, pozostałe budynki zachowały się w prawie niezniszczonym stanie. Wszystkie są pozostałością dawnych fortyfikacji z czasów carskich, wzniesionych według najnowocześniejszych wówczas militarnych rozwiązań technicznych.
Kilkuhektarowy teren fortu, oddalonego około 2 km od stacji kolejowej i od zabudowań mieszkalnych, okalał wysoki mur. Dla Niemców stał się idealnym miejscem na stworzenie obozu. Stąd nie wydobywały się na zewnątrz żadne odgłosy życia. Okoliczni mieszkańcy widzieli tylko często unoszący się nad fortem dym. Do pracy w obozie zatrudniano mieszkających w okolicy rosyjskich osadników z rodzin sprowadzonych tu jeszcze za czasów carskich. Obóz w Pomiechówku stał się dla Niemców także miejscem odwetu za bohaterstwo P***ków we wrześniu 1939 r.
Podobnie jak w leżącej nieopodal Twierdzy Modlin tak i tu polscy żołnierze zaciekle walczyli do ostatnich chwil przed kapitulacją 28 września 1939 r. Mimo silnych ataków Polacy z 1. batalionu 36. pp z 28. DP, dowodzonego przez gen. Władysława Bończę-Uzdowskiego, nie opuścili nawet zewnętrznych okopów. Po przejęciu przez Niemców fort pełnił kilka funkcji. W marcu 1940 r. trafiały tu transporty mieszkańców wysiedlonych z całej rejencji ciechanowskiej. Ich domostwa zajmowali osadnicy niemieccy i folksdojcze. W ten sposób wysiedlono 25 tys. ludzi. Nie ustalono, ilu spośród nich trafiło do fortu w Pomiechówku. Wywożeni byli na roboty do Rzeszy. W tamtym czasie zaczęło dochodzić do sporadycznych mordów. Pierwsze zaplanowane egzekucje wykonywano na pensjonariuszach okolicznych domów opieki m.in. z Trębek.
Eskalacja represji następowała od kwietnia 1941 roku. Wtedy Niemcy zaaresztowali mieszkańców klasztoru mariawickiego z Felicjanowa oraz mieszkańców zakładu dla starców i kalek. Od marca 1941 r. do jesieni 1941 r. fort był obozem dla rolników wysiedlanych z okolic Płońska, Nasielska i Sochocina. Przez kolejny rok stał się także gettem, ale Żydów nie przewożono już do innych miejsc zagłady. Ginęli w obozie lub mordowano ich w okolicznych lasach. W ciągu tygodnia nie dostawali wody, żywności i byli zatrudniani do bardzo ciężkich prac, m.in. do zwożenia beczkowozami wody z Narwi. Mogło w ten sposób zginąć 10-12 tys. ludzi. Od wiosny 1943 r. do lipca 1944 r. fort stał się obozem karno-śledczym urządzonym na rozkaz gauleitera Prus Wschodnich Ericha Kocha. Był największą katownią Mazowsza, mieścił obóz dla przesiedleńców, getto i więzienie karno-śledcze.
Auschwitz było wyzwoleniem
Fort miał dziesięć cel głównych, czasowo adaptowano też podziemne korytarze łącznikowe. W celi o powierzchni 8 na 10 m przetrzymywano od 80 do 120 więźniów. Spali na betonowej posadzce, ułożeni ciasno na jednym boku, a służąca za posłanie garstka słomy szybko zamieniała się w barłóg. Nie mieli żadnych okryć, przebywali w takiej odzieży, w jakiej zostali przywiezieni. Po każdej nocy wynoszono kilka osób, które zmarły w wyniku tortur i odniesionych ran. Strażnicy i gestapowcy wykazywali się skrajnym sadyzmem, wymyślali najróżniejsze kary. Trudno nawet czytać ich opisy przekazane przez świadków. Najczęstszą karą była „stójka”.
Ręce więźnia złożone na plecach krępowano w przegubach i wieszano na kółku wychodzącym ze ściany tak, by stopy więźnia nie dotykały ziemi. Kara była niesłychanie bolesna, więźniowie z bólu tracili przytomność, zrywały się ścięgna u ramion, następowała utrata władzy w rękach. Pewna czternastoletnia dziewczynka przykuta do kółka w ścianie wisiała czternaście dni, aż zmarła.
U jednego z więźniów, od którego tą karą nie wymuszono zeznań, zastosowano inną. Kiedy Niemiec dowiedział się, że więźnia boli ząb, przyniósł obcęgi i wyrwał mu je wszystkie... Szczególnie drastyczne metody stosowano wobec polskich zakonników i księży. Jeden ze świadków, Feliks Kolasiński, zeznał, że widział, jak do obozu przyprowadzono księży, po półgodzinie słychać było potworne jęki i ujadanie psów. Kapłani prawdopodobnie zostali rozszarpani przez psy. Następnego dnia ich sutanny spalono.
W piątki dokonywano największych i najbardziej bestialskich mordów, palono ludzi na stosie. W inne dni „po prostu” wieszano, rozstrzeliwano lub oddawano psom. Liczną grupę więźniów stanowili polscy nauczyciele, którzy na terenie rejencji ciechanowskiej od pierwszych dni okupacji włączyli się do walki zbrojnej. Po zakończonym śledztwie więźniów, którzy przeżyli, wysyłano do obozów koncentracyjnych w Mauthausen-Gusen w Austrii, Stutthofie, Auschwitz i do innych miejsc albo mordowano w masowych egzekucjach. Rotacja więźniów była duża, a czas ich pobytu wynosił od kilku tygodni do kilku miesięcy, średnio około miesiąca. Zwykle w więzieniu przebywało od 800 do 1000 więźniów. Zaplecze fortu, zwane przez więźniów „górką”, stanowiło miejsce masowych egzekucji. Tu byli rozstrzeliwani i wpadali do wykopanych przed nimi głębokich dołów. Byli też wieszani na szubienicy. Mówi się, że obóz przeżyli tylko ci, których wywieziono z Pomiechówka do obozów zagłady.
Bez śladów
Szybko zbliżający się front wschodni pod koniec lipca 1944 r. spowodował, że Niemcy przystąpili do likwidacji obozu i zacierania śladów kaźni. Pochowane na „górce” ciała wydobywali z dołów sprowadzeni do tej pracy Żydzi. Brygada paląca zwłoki składała się z szesnastu Żydów, została sprowadzona do fortu w styczniu 1944 r. 30 lipca 1944 r. na stację kolejową w Modlinie popędzono 281 osób przykutych kajdankami z obu stron grubego łańcucha. Oczekiwany pociąg, który miał powieźć ich na zachód, nie przyjechał. Niemcy postanowili przyprowadzić więźniów z powrotem. W ciągu jednej nocy rozstrzelali wszystkich. To miejsce wskazują dziś ustawione krzyże. Na przełomie sierpnia i września 1944 r. fort III zajął Wehrmacht. Spędzano tu ludzi z okolicznych miejscowości do budowy umocnień na przedpolach twierdzy Modlin. Fort do 1 stycznia 1945 r. stał się obozem pracy. Osoby, które przebywały w obozie, zostały wywiezione i zamordowane. Z tamtego czasu zachował się na ścianie wpis z nazwiskami siedmiu osób z Wołomina. Ostatnich więźniów fortu Niemcy wyprowadzili dwiema grupami: w grudniu 1944 r. i w styczniu 1945 r. Liczba ofiar zamordowanych w forcie III liczona jest na ok. 60 tys. osób. Nieznane są jednak szczegółowe dane, bo Niemcy zniszczyli dokumentację.
Ekshumacja pomordowanych odbyła się w kwietniu 1945 r. Z głębokości około 2 m zaczęto wydobywać zniekształcone torturami zwłoki zamordowanych. W trakcie prac rozpoznano 62 ciała, które zabrały rodziny. Ciała niezidentyfikowane pochowano w forcie, a potem niektóre przeniesiono na cmentarz w Pomiechówku, pozostałe złożono w bratniej mogile, na której ustawiono krzyż i głaz.
Właściwie cały Fort jest wielkim cmentarzem, na którym rozsypywano spalone prochy.
Od roku 1952 do 1956 r. gospodarzem fortu była jednostka wojskowa 3646, w forcie znajdował się skład amunicji. Od roku 1996 w związku z restrukturyzacją Wojska Polskiego fort III wchodzi w strukturę wielobranżowego składu Pomiechówek w składzie 9. Rejonowej Bazy Materiałowej.
Miejsce dawnego obozu w Pomiechówku ma jeszcze wiele tajemnic do odkrycia. Dziś w dawnych celach więźniów zaskakuje nieskazitelna biel ścian. Pod farbą znajdują się tysiące napisów: nazwiska, miejscowości, daty, wezwania Bożej pomocy. Nikt nie wie, co działo się tam od zakończenia II wojny światowej aż do 1952 r. Istnieją przesłanki, że tutaj byli przetrzymywani żołnierze wyklęci. Fort w Pomiechówku można dziś zwiedzać grupowo i indywidualnie.
Chętnych niech nie odstraszy konieczność zgłoszenia się po zgodę do Agencji Mienia Wojskowego. To miejsce powinien znać każdy P***k.
Podziękowania składam Pani Janinie Bystrek, przewodniczce po dawnym obozie w III Forcie w Pomiechówku
Irena Świerdzewska Idziemy nr 37 (520), 13 września 2015 r.